czwartek, 28 lipca 2016

Nowotwór = niekoniecznie śmierć.

Dobrze Cię znowu widzieć.


HEJ CZEŚĆ i CZOŁEM


Idzie raczek nieboraczek… nowotwór, tak powszechny w dzisiejszych czasach.

Z definicji choćby w Wikipedii jest to:
Grupa chorób, w których komórki organizmu dzielą się w sposób niekontrolowany przez organizm, a nowo powstałe komórki nowotworowe nie różnicują się w typowe komórki tkanki. Utrata kontroli nad podziałami jest związana z mutacjami genów kodujących białka uczestniczące w cyklu komórkowym: protoonkogenów i antyonkogenów. Mutacje te powodują, że komórka wcale lub niewłaściwie reaguje na sygnały z organizmu. Powstanie nowotworu złośliwego wymaga kilku mutacji, stąd długi, ale najczęściej bezobjawowy okres rozwoju choroby. U osób z rodzinną skłonnością do nowotworów część tych mutacji jest dziedziczona.”

Kto myśli o tym, czym tak naprawdę to jest z punktu biologicznego, gdy dowiaduje się, że jest chory. Dużo osób może myśleć, że to już jest koniec, gdy tylko usłyszy diagnozę. Czy tak jest naprawdę? W przypadku gdy nowotwór jest złośliwy, ma się przerzuty, operacja nie pomaga, chemioterapia, radioterapia, leki cokolwiek nie daje poprawy, to tak wtedy zazwyczaj przegrywamy, ale nie zawsze czasami potrafi się nagle coś polepszyć. Lekarz daje rok życia a osoba żyje już 2 lata. Niektóre guzy są operacyjne można je wyciąć i tak można kogoś uratować. Nie każdy nowotwór jest złośliwy, ale nie każdy złośliwy nowotwór przynosi śmierć.

Najważniejsze moim zdaniem co można zrobić w takiej sytuacji, to nie poddać się. Wybrać leczenie, obecnie gdy medycyna poszła bardzo do góry, rozwinęła się jest wiele opcji by ratować życie. Jeśli masz rodzinę to kolejny powód by walczyć, dla nich. Na pewno będzie ciężko, nie tylko przez chorobę i wyniszczenie jakie powoduje, ale na pewno też przez to, że stan psychiczny w takiej sytuacji, może się zmienić. Ze spokojnego człowieka, być może w pierwszej chwili będzie chciał popełnić samobójstwo skoro i tak ma umrzeć. Nie wolno myśleć, że od razu się umrze, to też można brać pod uwagę, ale nie skupiać się tylko na tym, bo nawet jeśli zostanie Ci ten rok, korzystaj z tego co masz. Jeśli jesteś w stanie spełnij swoje marzenia, podróżuj dopóki będziesz w stanie, zrób coś dla siebie, pokaż rodzinie, kto wie może dziecku jak bardzo ich kochasz. Nawet jeśli masz odejść, to nie chcesz skończyć samotnie w szpitalu z depresją czekając na koniec, prawda? Miło byłoby mieć kogoś przy sobie, kto pozwoli zapomnieć o strachu jaki wiąże się z tym co będzie. Chyba lepiej odejść szczęśliwym.


W moim życiu nowotwór, rak te słowa nie są tabu. Gdy byłam mała mój dziadek zmarł na raka płuc, dobrych paręnaście lat temu ciocia była chora, wyleczyli ją, a bynajmniej myśleli że tak było. W 2013 rak powrócił, wycieli guza ciocia brała chemie, leczyła się, wszystko było dobrze przez 3 lata, aż w końcu w lipcu tego roku choroba znowu powróciła. Sama nie jestem chora, ale mam bliskich którzy chorowali, dziadka nie pamiętam, ale jest przecież ciocia. Mówiłam, żeby się nie poddawać, bo ona się nie poddała, czy to teraz czy w tych latach wcześniej. Mam nawet wrażenie, że mimo choroby zmieniła się jakby na lepsze, korzysta z życia na tyle ile może. Dba o siebie, znalazła dużo zajęć, ma wsparcie od nas i od innych. Nikt nie wie jak będzie tym razem, ale ja wierze, że uda jej się pokonać chorobę. Jesteśmy wierzącą rodzina, nie wspomniałam nic wcześniej na temat modlitwy i próśb do Boga, bo nie każdy wierzy, a nikogo do niczego nie można zmuszać, można pokazać, nauczać, mówić, ale czy uwierzy, to osobista sprawa. Wracając do tego, że wierzymy ciocia zaczęła też brać udział w mszach uzdrawiających, modliła się, my też za nią się modliliśmy, żeby pokonała chorobę, żeby wyzdrowiała i czuję, że to też w pewien sposób pomogło. Być może się mylę, ale w moim przekonaniu, sama chęć walki z chorobą zależy od naszego podejścia do niej, jeżeli się z tym pogodzimy to będzie nam łatwiej, a jeśli nie, to same wyrzuty “dlaczego akurat ja?” mogą nas wyniszczać. Jeśli jesteś chory spróbuj się nie poddawać, a być może się uda… nie mówię tak, nie powiem nie.



J.


Tylko pamiętaj, żeby się uśmiechać!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Schudnę... od poniedziałku.

To znowu ja :)

HEJ CZEŚĆ i CZOŁEM


Odchudzanie, to proces który zna przeważnie każda dziewczyna, a jeśli sama nie próbowała to na pewno słyszała o nim od koleżanek. Wylany pot, ćwiczenia, ograniczenia, zbyt wysokie cele, motywacje, zdrowe odżywianie… a miesiąc później czekolada, fast-food, kolorowe napoje, zero ruchu, a czemu? Bo nie wytrwała.


Jeśli jesteś tą osobą należącą do grupy szczęściarzy (bo tak chłopcy też czasem mają problemy z wagą), którzy się akceptują i nie chcą chudnąć to masz wielkiego farta.


Jeśli należysz do grupy osób, które chcą schudnąć to możemy sobie przybić piątkę.


Czym tak naprawdę jest to całe odchudzanie? No oczywiście, że jest to proces który ma nas przybliżyć do osiągnięcia upragnionego celu, ale często mylnie się do niego podchodzi.
Nie chodzi tu o sam fakt przejścia na dietę lub wprowadzenia do życia jakiejś aktywności fizycznej, chodzi o to, że większość osób już na początku wyznacza sobie kolosalne cele w czasie, w którym są nie możliwe do osiągnięcia. Nie oszukujmy się jeśli chcesz schudnąć zdrowo o te parę kilogramów to jeden miesiąc nie wystarczy, chyba że zależy Ci na jednym może dwóch kilogramach.
Co moim zdaniem robi się źle? Już mówię. Przyjmijmy losowo jakikolwiek dzień, niech będzie 25 kwietnia 2018 rok (spokojnie to wymyślona data) niech będzie to sobota. Patrzysz w lustro mówisz sobie w twarz, że coś kurde jest nie tak, chcesz się zmienić, zrzucić to i owo, widzisz siebie po prostu za dużo, Twoja waga również się nie zadowala, wchodzisz w internet widzisz mnóstwo motywujących chudych dziewczyn, w głowie już masz ten cały proces, już widzisz siebie na siłowni czy w domu ćwiczącą, te zdrowe posiłki, myślisz tak uda mi się, zacznę od poniedziałku. I wiesz co, prawdopodobnie w poniedziałek stracisz swoją motywacje lub będzie to taki dzień, który uniemożliwi Ci zaczęcie diety i co będzie w Twojej głowie, tak dobrze myślisz zacznę w następny poniedziałek… a czemu nie jutro? Czemu nie zaczniesz od razu? Po co masz czekać na poniedziałek, przecież jest on zwykłym dniem, jak wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota czy niedziela. Uwierz jeśli naprawdę chcesz coś w sobie zmienić nie będziesz czekać do poniedziałku. Zaczniesz już dziś, czy najszybciej jak to możliwe czyli jutro. Dobra udało się przechodzisz na dietę, jesz zdrowo, zmuszasz się do jedzenia tej sałaty i ćwiczeń, masz dość, a do tego te wszystkie zdjęcia pięknych, chudych dziewczyn nie pomagają tylko coraz bardziej Cię dołują, bo minął już tydzień a Tobie jeszcze nie udało się schudnąć. I tak naprawdę prędzej czy później się poddasz, bo widzisz, że kurde to odchudzanie się nie jest takie proste. Wrócisz do starych nawyków i niestety zamiast schudnąć, przytyjesz bo przed efektem jojo w takim wypadku raczej nie uciekniesz.
A jak można do tego podejść by jednak się udało? Nie traktuj odchudzania jako czegoś co po utracie tych zbędnych kilogramów porzucisz, bo one wrócą uwierz mi wrócą i może być ich nawet więcej. Oswój się z tym i zmotywuj, jest pełno filmików w internecie, poradników, nawet porozmawiaj z koleżankami, na pewno nie jedna z nich akurat się odchudza, wsparcie kogoś przyda Ci się bo najtrudniej jest zacząć. Nie przechodź na radykalną dietę, zmień swoje nawyki żywieniowe, ale nie odpuszczaj sobie wszystkiego, raz na jakiś czas nawet pizza Ci nie zaszkodzi, ale nie często, niech będzie wyjątkiem, postaw na zdrowe odżywianie, jedz produkty pełnowartościowe. Zacznij gotować, pudełka to dobre rozwiązanie ;). Ćwicz, bo sama “dieta” mimo tego, że to 70% efektów nie da rady, musisz się ruszać. Tylko nie zacznij od razu od najcięższych ćwiczeń, zwiększaj ich intensywność stopniowo, nawet wprowadzenie roweru do Twojego życia będzie ruchem. Musisz spalać tłuszczyk jeśli chcesz się go pozbyć. Wkręć się w to. Przetrwaj pierwszy tydzień, później drugi, daje Ci słowo, że kolejne to już będzie Twoja rutyna. Nie poddawaj się. Jeśli nawet odpuścisz sobie ćwiczenia, nie załamuj się, zacznij od nowa. Każdy z nas ponosi porażki, nie jesteśmy przecież robotami. Rób sobie przerwy, Twój organizm nie jest maszyną, daj mu czas by się zregenerował, jeśli nawet masz czas by codziennie ćwiczyć, daj mu dzień może dwa dni w tygodniu by odpoczął, będzie Ci wdzięczny. Wysypiaj się. Nie wyznaczaj sobie na początek nie wiadomo jak dużych celów, zacznij od 1kg, później 2kg, jeśli będziesz potrzebować to leć w dół coraz więcej, ale z głową. Ciesz się gdy coś osiągasz. I ostatnie moim zdaniem to to by zawalczyć o siebie, im szybciej zaczniesz taki zdrowy tryb życia, nawet nie koniecznie po to by chudnąć Twój organizm po raz kolejny w przyszłości będzie Ci za to dziękował, a Ty zobaczysz, że było warto.



Co ze mną? Czy się odchudzałam? Jak mi to wyszło? Już mówię… Wiem czym jest odchudzanie mniej więcej od 3 gimnazjum, ale moje próby diety i ćwiczenia raczej szybko się kończyły i motywacja niestety upadała a razem z tym zrzucone kilogramy w końcu powracały. Umówmy się nie mam nadwagi ale nie lubię za bardzo swojego ciała, uważam że jest mnie za dużo i mój cel to 5 kg w dół. Mogę powiedzieć, że naprawdę wciągnęłam się w zdrowe odżywianie od 1 liceum, a w przełomie maj/czerwiec w tym roku naprawdę wzięłam się za odchudzanie. Ściągnęłam aplikacje, w którą wpisuje co jem i ile tego jest, liczy kalorie, węglowodany, białka, tłuszcze w posiłkach, jest to całkiem wygodne i wiem ile mogę sobie pozwolić w ciągu dnia zjeść dzięki limicie kalorii, który ustaliłam, dzięki niej mam pewność, że go nie przekraczam. Jeśli nawet się tak zdarzy przez np grilla to też się nie załamuje, bo mimo diety żyje aktywnie, ćwiczę, spalam to co jem. Przez pierwszy miesiąc wkręciłam się w Ewkę, cały miesiąc z turbo spalaniem i faktycznie jakiś efekt był. Nie chciałam by organizm się przyzwyczaił więc chciałam coś zmienić, ale przez tydzień gdzie próbowałam ćwiczyć z Mel B, wyzwania, przeróżne ćwiczenia na youtube nie dawało mi to satysfakcji, były zbyt mało wyczerpujące dla mnie. Po powrocie z wyjazdu wakacyjnego wróciłam do Ewy, ale postanowiłam, że będę ćwiczyć przez 3 tygodnie skalpel, kolejne 3 turbo spalanie i następne 3 killer. Później zobaczymy. Moja waga na początku wynosiła 52.3 kg, teraz spadła o 2 kilogramy i wynosi 50.2 kg. Jestem dumna bo mimo, że to początek to jednak się w to wkręciłam i wybrałam zdrowie dla swojego organizmu.
A Ty co wybierasz? Zdrowy tryb życia, czy tłuszczyk ;)



J.


Tylko pamiętaj, żeby się uśmiechać!

sobota, 23 lipca 2016

Osobnik Tata i Mama, dziecko - RODZINA!

Znowu się widzimy :)


HEJ CZEŚĆ i CZOŁEM!


Rodzina… dziś właśnie na tym chciałabym się skupić.


Właściwie jak ona powstaje?
Zaczniemy od początku, więc mamy dwóch osobników przeciwnej płci, czyli naszego potencjalnego Tatę i potencjalną Mamę. Osobnik będący potencjalnym Tatą po długich próbach w końcu zdobywa naszą potencjalną Mamę. Oboje zakochują się w sobie i dochodzi do tego, że nasi potencjalni kandydaci prędzej czy później zrozumieją, że chcą założyć rodzinę - ale - potencjalny Tata i Mama, zapragną równie bardzo posiadać dziecko. Dziecko osobnik spalający naszych potencjalnych rodziców, sprawi on, że staną się nimi naprawdę. Podsumowując osobnik Tata i osobnik Mama decydują się na dziecko, kochają się i któregoś poranka potencjalna Mama ma mdłości i na jej szczęście test ciążowy wychodzi pozytywny. Nasi rodzice (myślę, że już spokojnie mogę tak ich nazwać) oczekują, aż na świat przyjdzie mały krzykacz, mianowicie dziecko. Wszystko idzie zgodnie z planem, więc z dniem porodu można już niezaprzeczalnie stwierdzić, że nasi osobnicy założyli rodzinę.


Nasza rodzina ma już początek, więc co dalej?
Mama i Tata muszą wychować swoje dziecko, nie łudźcie się nie jest to takie proste. W najmłodszych etapach życia dziecka mają chyba najwięcej roboty. Pieluszki, mleko, kupki, kolki, płacz, nieprzespane noce, zbędne kg po ciąży, krzyki ogólnie rzecz biorąc jest ciężko, a to dopiero początek. Na szczęście z mijającymi latami dziecko uczy się coraz więcej i jest bardziej samodzielne, czy grzeczne - a czy Ty byłeś przez całe dzieciństwo grzeczny - (...).
Wychodzimy z etapu poznawania świata i “miliona pytań do”, dziecko rodziców zaczyna dorastać. Okres gdzie buzują hormony, dziecko nie wie co się dzieje, zaczyna malutkimi kroczkami zbliżać się do dorosłego życia. Bunt, pierwsza miłość, przyjaciele, nauka, rozwijanie pasji, korzystanie z życia. Cóż ten okres też przemija i wtedy Mama i Tata raczej ciężko to znoszą, choć każdy inaczej, ich dziecko w końcu opuszcza dom, zaczyna samodzielne życie, prace, zarabia pieniądze, samo mierzy się z tym co przygotował mu los.


Dziecko dorosło, zakochało się już na stałe i stało się gotowe by stać się potencjalnym rodzicem i otóż to, założyć swoją rodzinę.

W teorii nie wygląda to źle, ale w prawdziwym życiu no niestety trochę gorzej.
Ja jestem jeszcze na etapie dorastania, nie weszłam jeszcze w dorosłe życie, aczkolwiek zbliżam się już do niego. To całe dorastanie nie jest proste. Kiedyś, parę lat do tyłu bałam się patrzeć w przyszłość. Szczerze? Jeszcze nie byłam gotowa by o tym myśleć, byłam wystraszona bo nic nie było pewne w moi życiu. Dla mnie najciężej było po skończeniu 2 gimnazjum aż do ukończenia 1 liceum. Przez ten czas moje życie to jeden wielki rollercoaster. Opowiadam dziś o rodzinie, także mój osobnik Tata właściwie od zawsze pracuje za granicą. Jak często się z nim widuje? Na tyle często, że mogę powiedzieć, iż w teorii wychowana zostałam przez osobnika Mamę. Mimo tego z Tatą czuje lepsze więzi, niż z Mamą, domyślam się czemu tak jest. Chcesz wiedzieć? Otóż to proste, mam brata co już wiesz, nie przedłużając ja jestem tą tzw. córeczką Tatusia, a brat tzw, synalkiem Mamusi, więc zakładam, że już wszystko rozumiesz i nie muszę już nic więcej dodawać :). Dzieciństwo to okres, który pamiętam nie najlepiej choć wspominam bardzo dobrze. “Okres dorastania” widzę tu kłótnie, brak zrozumienia, nie jednokrotnie płacz, brak porozumienia i jeszcze raz kłótnie. Moje relacje z rodzicami do tej pory bywają napięte, choć nie działają na mnie tak bardzo mocno jak parę lat wstecz czy nawet rok temu.


Moje relacje z osobnikami Tatą i Mamą to temat bardzo szeroki i nieustannie w zmianach, na te chwilę zostanie osobistym, ale i na to przyjdzie pora :)
Dzień dobry, baw się dziś dobrze… Kto to widział, żeby jeszcze nie spać,
już zmykaj spać, dobranoc xx


J.



Hej piękna/piękny tylko nie zapomnij o uśmiechu, bo wiesz może zmenić wiele!

piątek, 22 lipca 2016

Poznajmy się.

Najpierw może się przywitajmy :)


HEJ CZEŚĆ i CZOŁEM!


Będę pisać o sobie, o tym co myślę i co mi się przydarzyło.


WIĘC CO? ZACZYNAMY :)


To kim jestem? Może to kim tak naprawdę jestem zostawię tylko dla siebie, bo tak naprawdę moje imię i nazwisko raczej nie będzie konieczne, choć biorąc pod uwagę, że to tylko internet mogłabym się przedstawić nawet jako córka prezydenta a kto wie może i byś mi uwierzyli.
Haha dobry żarcik na początek, ale teraz przejdźmy do rzeczy :)


Mówiąc córka prezydenta to już skłania do tego by pomyśleć, że jestem dziewczyną i jeśli to zrobiłaś/eś to gratuluje, tak jestem dziewczyną. Kolejnym pytaniem mogłoby być to ile mam lat, więc lat mam 17, ale już blisko parę miesięcy i stuknie mi 18 ( ah cóż to będzie za dzień… znając życie pewnie wiele się nie zmieni no, ale uzyskanie prawka to już będzie dobry początek). Hmm… co dalej? Może skąd jestem, niewielka miejscowość nie ma się czym chwalić, ale spokojnie na mapie Polski gdzieś tam ( na dole ;) ) się ją dojrzy. Tak uczę się, chodzę do liceum, tak jest dobrze myślisz, dziewczyna z ogólniaka :). Dobra co by tu dalej, no tak oczywiście mam mamę i tatę, ale uwaga może tu Cię zdziwię mam brata i tak jakby siostrę (czemu tak jakby? jak wejdziemy w to bardziej osobiste życie to gwarantuje Ci, że się dowiesz). Nie, nie mam zwierząt. Zostawmy już te konkrety, kto by chciał czytać o tym, choć w sumie skoro dopiero co się poznajemy to takie ogóły mogą się przydać.


Co lubię? no temat rzeka, ale przebrnijmy trochę przez niego.
Od czego by zacząć, no to moim ulubionym zajęciem jest śpiewanie, śpiewam w domu, czasem w szkole na występach, byłam w paru chórkach, teraz na wakacje dołączyłam na kolejna zajęcia no zobaczymy co z tego będzie. Następnie, lubię sport, ale nie tak konkurencyjnie, zawody za zawodami, nie to nie ja. Sport uprawiam dla siebie: ćwiczenia, rolki, łyżwy, rower, piłka nożna, siatkówka, bieganie, pływanie (...). Nie oszukujmy się sportów dużo, a nie będę tylko ich tu wymieniać ;). Lubię, choć lubię to mało powiedziane TRUSKAWKI. Tu nic nie muszę dodawać, to truskawki, samo przez siebie mówi wszystko. Wiadomo, że spacery z przyjaciółmi, chłopakiem ( uuu to już coś osobistego, ale nie powiem, że go lubię, bo kto by chciał na samym początku znajomości słuchać o miłości ), kino. Zatrzymajmy się przy kinie, a mianowicie przy filmach: dramaty, romansidła, komedie, wszystkie wyciskacze łez, ale uwaga zaskoczę, akcja, trochę fantastyki, spisku, magii czy pościgów też mnie przyciągnie by ją obejrzeć. Muzyka, tak oczywiste a dopiero teraz wspomniałam. Muzyka jest czymś co towarzyszy nam przez całe życie, nie da się jej po prostu nie lubić :) Wtrące, że grałam na gitarze, nie trwało to zbyt długo, więc zbyt wiele nie umiem. Chcesz wiedzieć czego słucham? Wszystkiego, tak dobrze to czytasz wszystkiego, ale nie w sumie to jeśli chodzi o metal to ciężki metal odpada, to mi jakoś nie wchodzi w ucho i disco polo po za imprezą, bo co jak co, ale na imprezach nie idzie tego nie usłyszeć, a pobawić się zawsze można. Tańczyć lubię, choć nie powiem wprost czy umiem czy nie, ale lubię. Kiedyś tańczyłam w zespole, jeździłam też na zajęcia z tańca nowoczesnego i wychodzi na to, że coś tam umiem, ale chwalić się tym raczej nie będę. Słodycze? Jak mam być szczera, to mogę spokojnie odstawić czekoladę, batony, ciastka, ale lody no właśnie. Tego nie wykluczę, zwłaszcza że są wakacje i lodów pod nosem tyle ile się zapragnie. Kolory, nie rozpisując się: odcienie czarnego, białego, różowego, beżowego, kremowego, brązu, szarego, granatowego, pudrowe kolory, bordowy, jeśli o jakimś zapomniałam to raczej nie jest on neonowym żółtym, a dość stonowanym kolorem. Zakupy, kosmetyki, ciuchy? Tak, po prostu tak.


No skoro powiedziałam tak troszkę o tym co lubię, to warto też coś wspomnieć tych nieprzyjemniaczkach. Więc… czego nie lubię?
Pierwsze co mi przychodzi do głowy to wątróbka, ja i wątróbka się nie polubimy. Pająki to wręcz moja fobia. Nie lubię się pocić, ale nie myślę o pocie który się wytwarza przez ćwiczenia, bo to jest moim zdaniem taki dobry pot. Pisząc, że go nie lubię to mam na myśli ten pot, który się wytwarza gdy jest nam za gorąco czy się stresujemy. Owady ale te obślizgłe i maziowate, robaki przeróżne, wiesz o czym myślę. Nie lubię egoistów. Kłamstwa ( te w dobrej mierze, uzasadnione no da się znieść), gdy ktoś po prostu jest w stanie kłamać jak  nut i oszukiwać bez zmrużenia oka, to już nie jest w porządku. Jestem zdania, że lepiej jest usłyszeć najgorszą prawdę, niż najcudowniejsze kłamstwo. Materialistów. Skupiłam się chyba bardziej tu na typach osób których nie lubię, więc dodam jeszcze coś o jedzeniu :D Przypalone, przesolone, niedopieczone, rozgotowane.


To dopiero początki naszej znajomości, więc nie będę przedłużać. Spędź miło dzień, lub porządnie się wyśpij, kto wie co dziś Cię czeka. Do następnego xoxo.

J.


Tylko nie zapomnij o uśmiechu… jest w stanie zmienić wszystko!