Dobrze Cię znowu widzieć.
HEJ CZEŚĆ i CZOŁEM
Idzie raczek nieboraczek… nowotwór, tak powszechny w dzisiejszych czasach.
Z definicji choćby w Wikipedii jest to:
“Grupa chorób, w których komórki organizmu dzielą się w sposób niekontrolowany przez organizm, a nowo powstałe komórki nowotworowe nie różnicują się w typowe komórki tkanki. Utrata kontroli nad podziałami jest związana z mutacjami genów kodujących białka uczestniczące w cyklu komórkowym: protoonkogenów i antyonkogenów. Mutacje te powodują, że komórka wcale lub niewłaściwie reaguje na sygnały z organizmu. Powstanie nowotworu złośliwego wymaga kilku mutacji, stąd długi, ale najczęściej bezobjawowy okres rozwoju choroby. U osób z rodzinną skłonnością do nowotworów część tych mutacji jest dziedziczona.”
Kto myśli o tym, czym tak naprawdę to jest z punktu biologicznego, gdy dowiaduje się, że jest chory. Dużo osób może myśleć, że to już jest koniec, gdy tylko usłyszy diagnozę. Czy tak jest naprawdę? W przypadku gdy nowotwór jest złośliwy, ma się przerzuty, operacja nie pomaga, chemioterapia, radioterapia, leki cokolwiek nie daje poprawy, to tak wtedy zazwyczaj przegrywamy, ale nie zawsze czasami potrafi się nagle coś polepszyć. Lekarz daje rok życia a osoba żyje już 2 lata. Niektóre guzy są operacyjne można je wyciąć i tak można kogoś uratować. Nie każdy nowotwór jest złośliwy, ale nie każdy złośliwy nowotwór przynosi śmierć.
Najważniejsze moim zdaniem co można zrobić w takiej sytuacji, to nie poddać się. Wybrać leczenie, obecnie gdy medycyna poszła bardzo do góry, rozwinęła się jest wiele opcji by ratować życie. Jeśli masz rodzinę to kolejny powód by walczyć, dla nich. Na pewno będzie ciężko, nie tylko przez chorobę i wyniszczenie jakie powoduje, ale na pewno też przez to, że stan psychiczny w takiej sytuacji, może się zmienić. Ze spokojnego człowieka, być może w pierwszej chwili będzie chciał popełnić samobójstwo skoro i tak ma umrzeć. Nie wolno myśleć, że od razu się umrze, to też można brać pod uwagę, ale nie skupiać się tylko na tym, bo nawet jeśli zostanie Ci ten rok, korzystaj z tego co masz. Jeśli jesteś w stanie spełnij swoje marzenia, podróżuj dopóki będziesz w stanie, zrób coś dla siebie, pokaż rodzinie, kto wie może dziecku jak bardzo ich kochasz. Nawet jeśli masz odejść, to nie chcesz skończyć samotnie w szpitalu z depresją czekając na koniec, prawda? Miło byłoby mieć kogoś przy sobie, kto pozwoli zapomnieć o strachu jaki wiąże się z tym co będzie. Chyba lepiej odejść szczęśliwym.
W moim życiu nowotwór, rak te słowa nie są tabu. Gdy byłam mała mój dziadek zmarł na raka płuc, dobrych paręnaście lat temu ciocia była chora, wyleczyli ją, a bynajmniej myśleli że tak było. W 2013 rak powrócił, wycieli guza ciocia brała chemie, leczyła się, wszystko było dobrze przez 3 lata, aż w końcu w lipcu tego roku choroba znowu powróciła. Sama nie jestem chora, ale mam bliskich którzy chorowali, dziadka nie pamiętam, ale jest przecież ciocia. Mówiłam, żeby się nie poddawać, bo ona się nie poddała, czy to teraz czy w tych latach wcześniej. Mam nawet wrażenie, że mimo choroby zmieniła się jakby na lepsze, korzysta z życia na tyle ile może. Dba o siebie, znalazła dużo zajęć, ma wsparcie od nas i od innych. Nikt nie wie jak będzie tym razem, ale ja wierze, że uda jej się pokonać chorobę. Jesteśmy wierzącą rodzina, nie wspomniałam nic wcześniej na temat modlitwy i próśb do Boga, bo nie każdy wierzy, a nikogo do niczego nie można zmuszać, można pokazać, nauczać, mówić, ale czy uwierzy, to osobista sprawa. Wracając do tego, że wierzymy ciocia zaczęła też brać udział w mszach uzdrawiających, modliła się, my też za nią się modliliśmy, żeby pokonała chorobę, żeby wyzdrowiała i czuję, że to też w pewien sposób pomogło. Być może się mylę, ale w moim przekonaniu, sama chęć walki z chorobą zależy od naszego podejścia do niej, jeżeli się z tym pogodzimy to będzie nam łatwiej, a jeśli nie, to same wyrzuty “dlaczego akurat ja?” mogą nas wyniszczać. Jeśli jesteś chory spróbuj się nie poddawać, a być może się uda… nie mówię tak, nie powiem nie.
J.
Tylko pamiętaj, żeby się uśmiechać!